sobota, 30 marca 2013

Wesołego Alleluja!!!

Życzę wszystkim wspaniałych Świąt Wielkanocnych, spędzonych wśród rodziny i przyjaciół, w pełnej radości atmosferze, smacznych potraw na stole, mokrego Dyngusa i wiosennego ciepła, które przepędzi zimę.


czwartek, 28 marca 2013

Pomidorki - wspomnienie lata

     
W ramach wiosennych porządków, chociaż za oknem mróz i śnieg, brrr, przeglądałam zdjęcia w swoim aparacie i natrafiłam na skrzynkę z pomidorkami. Tak mnie jakoś naszło w zeszłym roku. Gdy zastanawiałam się jakie tym razem kwiaty mają się znaleźć z balkonowym ogródku, pomyślałam sobie a może jakieś zioła, żeby były pod ręką i nagle zabłysła mi myśl, a może pomidory dla odmiany... Tak też się stało. 
Trochę późno je posiałam, bo chyba jakoś w maju/czerwcu, na pierwsze owoce trzeba było czekać chyba ponad półtora miesiąca. Ale czekanie się opłaciło, były własne, pyszne pomidorki koktailowe i to całe mnóstwo, przez długi czas. Tak świetnie się wyhodowały i tak długo owocowały, że pod koniec września musiałam zabrać skrzynkę z balkonu na parapet, bo zrobiło się wyjątkowo zimno i bałam się, że pierwsze przymrozki im zaszkodzą.
W tym roku jeśli znowu się zdecyduję na pomidorki, to już za jakieś dwa tygodnie je posieję, żeby sobie ładnie wykiełkowały na parapecie, a potem przeniosę je na balkon. Świetna sprawa, zachęcam do hodowli :)


niedziela, 24 marca 2013

Pieczony łosoś



Łosoś sam w sobie jest pyszny. Nie potrzeba mu wielu dodatków, żeby wyczarować coś co z chęcią zjemy.
Przygotowanie go też nie zabiera wiele czasu, co pewnie w dzisiejszych czasach jest atutem.

Składniki na jedną porcję:
-  kawałek świeżego fileta z łososia ze skórą (ok 150-200 g)
-  łyżka posiekanego koperku
-  łyżka soku z cytryny
-  ząbek czosnku
-  3-4 wiórki masła
-  sól pieprz



Wykonanie:
Rybę dokładnie myjemy pod zimną wodą, osuszamy na ręczniku papierowym, posypujemy solą i pieprzem, polewamy sokiem z cytryny, posypujemy posiekanym koperkiem i czosnkiem. Ja czosnek ścieram na małej tarce, którą używam również do sera (np. parmezanu). Jakoś nie mam przekonania do wyciskarek, pewnie też dlatego, że mam do pomocy małe paluszki, które zgrabnie trzymają i ścierają nawet najmniejszy ząbek czosnku :) Następnie układamy wiórki z masła. Masło powinno być twarde, wtedy łatwiej nam będzie "wyskrobać" łyżką ładne wiórki. Wszystko to najlepiej robić już na rozłożone folii aluminiowej, w której potem będziemy piec łososia. Folię kładziemy błyszczącą stroną do wewnątrz. Do lodówki zawijamy odwrotnie - błyszczącą na zewnątrz. Zawijamy brzegi folii  w ten sposób, żeby powstający podczas pieczenia sos nam się nie wylał.
Pieczemy ok. 8-10 minut w piekarniku nagrzanym do 200 stopni - ja piekłam z włączonym termoobiegiem. Po tym czasie rozchylamy folię i pieczemy jeszcze ok. 2-3 minuty, tym razem termoobieg z funkcją grilla.

  
Wykorzystując fakt rozgrzewania piekarnika, wstawiłam do niego jeszcze kawałki ziemniaków, które są świetnym dodatkiem do łososia. Ziemniaki potrzebują więcej czasu, żeby się upiekły, wiec trzeba je włożyć do piekarnika ok. 10 minut wcześniej niż łososia. Zimą możemy użyć gotowej mrożonki, ale jak tylko pojawią się młode ziemniaczki warto je wykorzystać do pieczenia. Wystarczy pokroić je na połówki lub w zależności od ich wielkości na ćwiartki bądź ósemki, a następnie polać odrobiną oleju/oliwy, posypać solą, pieprzem i ulubionymi ziołami. Wszystko dokładnie mieszamy i wstawiamy do piekarnika.




sobota, 23 marca 2013

Egzotyczne mule



Potrawa, którą dzisiaj proponuję jest świetnym pomysłem na romantyczną kolację dla dwojga. Pod warunkiem oczywiście, że lubimy owoce morza. Jest prosta i szybko się ją przygotowuje. Jeżeli bierzecie udział w akcji "godzina dla ziemi" i macie zamiar wyłączyć o 20.30 światła, to spokojnie zdążycie ją jeszcze zrobić, by móc zasiąść do stołu przy blasku świec. Dla mnie przygotował ją mój utalentowany kulinarnie połówek. Do tej potrawy warto użyć świeżych muli, ale jeżeli takich nie znajdziemy w pobliskich sklepach możemy zastosować mrożone, które bez trudu powinniśmy dostać w każdym markecie.

Składniki:
- pół kg świeżych muli (muszle powinny być zamknięte, jeżeli są otwarte to stukamy nimi o kuchenny blat - żywa zacznie się zamykać i jest zdatna do jedzenia, te które się nie zamykają wyrzucamy)
- łyżka oliwy/oleju
- dwa ząbki czosnku
- cztery plasterki świeżego imbiru
- papryczka chilli
- mała puszka mleka kokosowego
- garść rodzynek
- pół małego pęczka natki pietruszki
- sok z połówki limonki

Wykonanie:
Małże czyścimy pod bieżącą wodą, a następnie zostawiamy na sicie, aby woda z nich wyciekła. W tym czasie wlewamy oliwę/olej na głęboką, dużą patelnię albo do garnka i wrzucamy posiekany czosnek, imbir oraz posiekaną papryczkę chilli. Wybieramy takie naczynie, w którym zmieszczą nam się mule. W zależności od tego czy chcemy mieć wersję bardziej pikantną czy też mniej - dodajemy pestki papryczki albo je usuwamy i dodajemy bez pestek. Składniki podsmażamy przez chwilę, następnie wlewamy mleko kokosowe i wrzucamy wcześniej namoczone rodzynki. Gdy sos się zagotuje możemy dodać mule, następnie całość przykrywamy i dusimy do momentu aż mule się otworzą, ale nie dłużej niż trzy minuty, w tym czasie potrząsając kilkakrotnie patelnią/garnkiem. Gotowe mule przekładamy na talerze, posypujemy posiekaną natką pietruszki i skrapiamy sokiem z limonki, całość polewamy sosem, w którym się dusiły.
Najlepiej smakują ze świeżą bagietką.



poniedziałek, 18 marca 2013

Makaron z chorizo

Dzisiaj propozycja obiadu, który można zabrać do pracy i podgrzać w mikrofali.
Ja niestety po poniedziałkowym trudzie w swojej fabryce nie miałam siły, żeby przygotować coś na jutro do jedzenia. Staram się nie kupować gotowego jedzenia tylko sama coś zawsze zrobić, co można potem łatwo i szybko przygotować podczas przerwy obiadowej.
Na szczęście mój połówek ochoczo stanął przy kuchni i zaczął męskie gotowanie :)

Składniki:
- kiełbasa chorizo
- dwie cebule (mam nadzieję, że jutro nie wygonią mnie z pracy)
- ząbek czosnku (teraz to już tracę nadzieję )
- mrożony groszek - około pół opakowania
- pół puszki kukurydzy
- mały koncentrat pomidorowy
- dwie łyżki śmietany (może być jogurt)
- półtorej łyżeczki cukru
- łyżeczka octu balsamicznego (po pewnej konferencji u nas tego dostatek)
- zioła prowansalskie
- sól
- parmezan
- makaron kokardki

Wykonanie:
Kiełbasę kroimy w półkrążki, cebulę w piórka, czosnek w plasterki. Na patelnię wrzucamy kiełbasę, a kiedy wytopi się tłuszcz dorzucamy cebulę i czosnek, mieszamy i szklimy, dodajemy odrobinę oleju, jeśli jest taka potrzeba, następnie dorzucamy groszek i kukurydzę. Wszystko dusimy około 3 minut często mieszając. W międzyczasie koncentrat pomidorowy przekładamy do szklanki dopełniamy wodą i mieszamy, a następnie wylewamy na patelnię, dodajemy cukier, ocet balsamiczny, zioła, sól i na koniec śmietanę, chwilę jeszcze dusimy. Mieszamy całość z ugotowanym makaronem i posypujemy startym parmezanem.
Mam nadzieję, że nie zjem tego w nocy :)





sobota, 16 marca 2013

pełen słońca sobotni poranek

Gdy otworzyłam dzisiaj oczy od razu zobaczyłam, że przez nie całkiem zasłonięte żaluzje próbują się wciskać promyki słońca. Musiałam je wpuścić do pokoju, żeby choć przez chwilę poczuć jakby była długo wyczekiwana wiosna. Ten poranny słoneczny nastrój natchnął mnie na prostą wiosenną sałatkę na śniadanie. Oto i ona:
- spora garść roszponki,
- jeden niewielki pomidor,
- twaróg wędzony (ilość odpowiadająca około 5 łyżkom),
- 2 łyżki oliwy,
- sól morska.


Składniki podałam w ilości dla jednej osoby, zatem wystarczy pomnożyć przez ilość osób chętnych do jedzenia.
Ciekawa jestem czy zima już się Wam znudziła i jakie macie sposoby na przywołanie wiosny???

piątek, 8 marca 2013

pierwsze koty za płoty...

Witajcie wszyscy fani gotowania i jedzenia :)

Za namową mojej przyjaciółki i jednocześnie pełna zachwytu nad zdolnościami kulinarnymi mojego połówka, postanowiłam założyć mu blog, na którym mógłby pokazywać innym co pysznego upitrasił.
Niestety na założeniu się skończyło... nie dał się namówić na opublikowanie czegokolwiek... nie żeby się puszył z dumy jak to świetnie gotuje, bo on nie z tych, stwierdził tylko, że to chyba jednak nie dla niego takie pisanie... 
No cóż - nic na siłę, ale szkoda mi było likwidować pustego bloga, bo nazwa i sam pomysł jego prowadzenia podoba mi się, a poza tym szczerze mówiąc to też po cichu liczę na to, że mój połówek kiedyś w końcu da się namówić i do mnie dołączy... 
Póki co będę tu walczyć sama, a że mam przyzwolenie na zamieszczanie dokonań mojego połówka i sama też lubię kuchenne czary, to wydaje mi się, że nie taki diabeł straszny... 
Trzymajcie kciuki, a pierwszy przepis już wkrótce :)